Podobnie było z tą bawełną. Dostałam kilka kłębków od znajomej. Każdy kłębek (lub prawie każdy) w innym kolorze. Wrzuciłam ją, tę bawełnę, na dno szafy i zapomniałam na długie miesiące. Nadszedł jednak czas sprawdzenia zapasów. Znalazłam bawełnę i postanowiłam to nieszczęście w końcu wykorzystać, przynajmniej w niewielkim stopniu :-)
Wybrałam najbardziej różową włóczkę, bo taka wydała mi się ciepła, wesoła, wiosenna a wiosny już mi się bardzo chce :-) Przeszukałam gazetki w poszukiwaniu wzoru. Aż w magazyn"Wielkanocne ozdoby szydełkowe nr 1/2015" wpadłam na małą, owalną serwetkę. Wydała mi się odpowiednia ze względu na niewielką ilość okrążeń :-) TYLKO 7!!! Pomyślałam: "szybko pójdzie"... I tak doszło do eksperymentu :-) Bo jak inaczej nazwać dzierganie bieżnika z nici przeznaczonej pierwotnie na szydełko nr 5,5 mm?
Na początku byłam bardzo sceptycznie nastawiona do tego, co powstawało. Nie bardzo odpowiadało mi połączenie jaskrawego różu z biało-różowym melanżem. A i sam wzór jakoś nie zachwycał. Dałam jednak sobie i serwetce szansę :-)
Te 7 rzędów robiło się dość opornie, bo większość to były słupki trzykrotnie nawijane. Poza tym bawełna była gruba i przy przerabianiu dość sztywna, mimo iż używałam szydełka nr 6. Udało mi się jednak bieżniczek ukończyć. Po blokowaniu (a właściwie tylko wypraniu i rozprostowaniu bo żądnej szpilki nie użyłam) ma wymiary 40 x 80 cm i wygląda fajnie. Rozwesela pokój i jest zapowiedzią wiosny :-) Temperatura na dworze od razu skoczyła do 80 stopni... Farenheita :-) I przysiadł sobie na nim zajączek. Wielkanoc już blisko :-)
Zachęcam Was do eksperymentowania z włóczkami. Ja po raz kolejny odkryłam, że daje to dużą satysfakcję, świetną zabawę i dreszczyk emocji :-)
Pozdrawiam serdecznie
Wyświetl komentarze